Projekt Mikołaja Mikołajczyka, poświęcony postaci Danuty Kisiel-Drzewińskiej polegał na przeprowadzeniu artystycznego researchu, którego efektem jest produkcja taneczna. O Danucie Kisiel-Drzewińskiej mówiono, że była muzą trzech wielkich mistrzów polskiej sceny teatralnej: Conrada Drzewieckiego, Henryka Tomaszewskiego i Jerzego Grzegorzewskiego. Do dziś pozostaje postacią nieuchwytną, znaną jedynie ze zdjęć, starych filmów oraz opowieści dawnych jej współpracowników. Zadziwiające jest, że informacje dotyczące tej niezwykłej artystki są wyjątkowo skąpe. Dlatego też efektem projektu było powstanie spektaklu „Chcę zatańczyć…”, w którym artystka wraz z Mikołajem Mikołajczykiem wystąpiła na żywo.

Twórcy spektaklu:

Danuta Kisiel

Mikołaj Mikołajczyk

Patrycja Płanik

Jakub Leonard Rutkowski

Produkcja: Fundacja Rezonanse Kultury

Współorganizacja: Dom Kultury KADR

Premiera: 5 grudnia 2018

Projekt współfinansowany ze środków m.st. Warszawy

fot. Ł. Brodowicz

Mikołaj Mikołajczyk o projekcie:

O Danucie Kisiel-Drzewińskiej usłyszałem pierwszy raz 29 lat temu, dokładnie w tym czasie, kiedy zacząłem pracować we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Znam Danutę Kisiel-Drzewińską jednak tylko ze zdjęć, starych filmów oraz opowieści dawnych jej współpracowników.  Należy wspomnieć, że informacje dostępne publicznie, dotyczące artystki są wyjątkowo skąpe, brak ich powoduje bunt i rozpala ciekawość poznania, niegdyś pożądanej, dzisiaj całkowicie zapomnianej, tajemniczej muzy trzech mistrzów polskiego teatru. Poszukiwanie chociażby podstawowych informacji o drodze artystycznej, rozwoju duchowym, zwykłych życiowych sukcesach i porażkach rozpalają wyobraźnię, powodują że Danuta Kisiel-Drzewińska jest całkowicie niedostępna przez co ciekawsza i tajemnicza. Chciałbym doszukać się i przeanalizować informacje na temat życia i twórczości Danuty Kisiel- Drzewińskiej, niegdyś  tancerki, aktorki mimu oraz aktorki dramatycznej, słowem muzy wielkich mistrzów polskiej sceny teatralnej: Conrada Drzewieckiego, Henryka Tomaszewskiego i Jerzego Grzegorzewskiego. Ci trzej wielcy mistycy polskiego teatru wielce upodobali sobie wszechstronność możliwości technicznych, jak i talent artystki. Do legendy przeszła historia konfliktu Conrada Drzewieckiego z Henrykiem Tomaszewskim o względy Danuty Kisiel-Drzewińskiej, która kończąc Państwową Szkołę Baletową w Poznaniu rozpoczęła współpracę najpierw z mistrzem baletu, by niebawem porzucić przygodę z tańcem na korzyść twórcy wrocławskiej pantomimy. Słowa klucze, które w tamtym czasie rozpalały wyobraźnię artystyczną środowiska teatralnego, a dotyczyły tego zjawiska, to „przekupienie”, czyli po prostu zaproponowanie przez Henryka Tomaszewskiego ciekawszych warunków rozwoju, tak artystycznych, jak i finansowych. Należy zwrócić uwagę, że na przełomie lat 60-tych i 70-tych XX wieku Wrocławski Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego pełnił rolę tzw. „celebryty wysokich lotów sztuki scenicznej” (dostanie biletów na spektakle WTP graniczyło z cudem) oraz ambasadora polskiej kultury w świecie, a praca z Mistrzem Pantomimy stanowiła nobilitację i wyróżnienie. Henryk Tomaszewski dostrzegł w świetnie zapowiadającej się tancerce talenty aktorskie, w tym komiczne, co przełożyło się na stworzenie przez Danutę Kisiel-Drzewińską wielkich kreacji aktorsko-taneczno-mimicznych w wielu spektaklach Mistrza z „Menażerią cesarzowej Filisy” na czele. Z niewyjaśnionych powodów, po wielu owocnych dla siebie jak i dla Teatru Pantomimy sezonach artystycznych, Danuta Kisiel-Drzewińska decyduje się na rozstanie z Mistrzem Tomaszewskim. Niejako z dnia nadzień staje się muzą Jerzego Grzegorzewskiego w teatrze dramatycznym, jej głównym środkiem wyrazu stanie się teraz słowo, rozpoczyna także przygodę z filmem. Nasuwa się przypuszczenie o przewidywalnych kolejach losu tancerzy, którzy po ukończeniu szkoły baletowej i spędzeniu kilku sezonów artystycznych w teatrach operowo-baletowych, często kontynuowali przygodę ze sceną w teatrach awangardowych, poszukujących, autorskich, dramatycznych, impresaryjnych, rozrywkowych, kabaretowych, często gościli również w filmach fabularnych. Sam doświadczam podobnej drogi wciąż nieodłącznie związanej z szeroko pojętą sztuką teatru. Po wielu latach spędzonych w repertuarowych teatrach baletowych, także autorskich, po wypadku, zacząłem tułać się tzw. teatralnym szlakiem jako tancerz, choreograf, reżyser, aktor, performer, znalazłem się na rozdrożu zupełnie nad przepaścią nowych wyzwań, całkowicie mi jeszcze nieznanych. Dostrzegam podobieństwa i różnice w wyborach, jakich zmuszony byłem dokonać w swojej artystycznej przygodzie, szukam więc wytłumaczenia dla nich w poznaniu z Danutą Kisiel-Drzewińską, która  była inspiracją wielkich teatralnych wizji mojego Mistrza, z którym spędziłem tylko jeden sezon, ten pierwszy, najważniejszy, a który zaważył na tych następnych moich sezonach artystycznych, aż do dzisiejszego dnia.

Prosto po maturze zupełnie przez przypadek, los wyznaczył mi całkowicie inne zadanie, niż to, do którego przygotowywałem się całą szkołę średnią, zamiast stać się znawcą historii i historii sztuki znalazłem się w samym środku teatralnego życia, stałem się aktorem mimem. Poczułem się absolutnie wyjątkowo, kiedy zostałem wybrany przez Mistrza Henryka Tomaszewskiego spośród wielu absolwentów Studium Pantomimy (które funkcjonowało przy Wrocławskim Teatrze Pantomimy), w końcu wszedłem na audycję prosto „z ulicy”, bez żadnego przygotowania. Praca w teatrze stworzyła możliwości kreacji mnie na nowo, stanąłem na początku zupełnie nie znanej mi wcześniej życiowej drogi – artystycznej drogi. Z dnia na dzień moje wcześniejsze  ambicje, przyzwyczajenia, marzenia i cele legły w gruzach, znalazłem się w przestrzeni całkowicie mi obcej a jednak była to droga  tajemnicza, byłem jej cholernie ciekaw, wydawała się nierealna jednak inspirująca zarazem. Chciałem na tę artystyczną i sceniczną drogę wejść jak najszybciej, wiedziałem, że posiadam liczne braki, nie mam wykształcenia tanecznego, aktorskiego, nie znam języka mimu, a sceniczna przestrzeń okazała się dla mnie absolutnie dalekim i niedostępnym horyzontem. Największym i jedynym moim sprzymierzeńcem był brak poczucia czasu i odpowiedzialności, cechowała mnie absolutna naiwność i łatwowierność, przy czym rozpierała mnie duma, a radość poznania i nadrabiania zaległości towarzyszyła mi praktycznie nieodłącznie. Dzisiaj z tych cech pozostał tylko dawny oddech i delikatne obrazy, wspomnienia, w których wracam do początków przygody z Teatrem Tomaszewskiego, z tym wszystkim co mnie w tamtym czasie ukształtowało. Danuta Kisiel-Drzewińska stała się niejako przez przypadek częścią tych wszystkich młodzieńczych, najpiękniejszych wspomnień ale także niezrealizowanych marzeń,  była muzą mojego Mistrza Henryka Tomaszewskiego, była tancerką i aktorką, jakim sam wtedy chciałem zostać, była jego twarzą, ciałem i wrażliwością sceniczną, była przekaźnikiem jego myśli i wizji artystycznych, łączyła Mistrza z jego publicznością. Dzisiaj jako tancerka sprzed dekad, żyje (jeśli ??) w pamięci widzów jako młoda, zdolna, atrakcyjna, wspaniała artystka, a jednak schorowana, czuje się pewnie opuszczona i zapomniana.

Wszystko co ukształtowało moją wrażliwość przez kontakt z Mistrzem Henrykiem Tomaszewskim, wcześniej w pełniejszej formie i kształcie uformowało Danutę Kisiel Drzewińską, to właśnie  sprawia, że chcę zatańczyć z Danutą Kisiel-Drzewińską  tą sprzed lat i tą, którą poznam teraz. Chcę konfrontacji, chcę spotkania, chcę przyjaźni, chcę tańca, a on definiuje najpełniej prawdziwe emocje, jest najbliżej istoty poznania drugiego człowieka, jego potrzeb i wrażliwości. Jestem na początku końca mojej scenicznej drogi, szukam dla niej nowych odcieni, smaków, wizji i sensu….chcę zatańczyć z Danutą Kisiel-Drzewińską. Czuję, że nastał dla mnie czas powrotów i odnajdowania w sobie pokładów prostych wzruszeń, emocji, przemyśleń, czuję że pobłądziłem, zdradzając swoje ideały, samego siebie sprzed lat. Czas dzisiejszy nie sprzyja, aby być czyjąś  inspiracją, muzą i „gwiazdą” ze wszystkimi tego konsekwencjami. Skończył się czas mistrzów, zakończył się czas „gwiazd”. Kiedy zaczynałem pracę w teatrze, a było to bagatela prawie 30 lat temu, załapałem się jeszcze na schyłek epoki mistrzów, „gwiazd” i autorytetów. Był to czas, kiedy teatrem rządziły „prawa feudalne”, gdzie lider zespołu artystycznego był jednocześnie autorem i twórcą przedstawień, którego wizja dominowała i podporządkowywała inne idee i myśli, swojej koncepcji, jako tej nadrzędnej, często bardzo osobistej, intymnej, eksperymentującej i poszukującej. W obecnych czasach tzw. „teatr autorski” z wizją podporządkowania i dominacji stał się niepopularny, odległy i niezrozumiały, często skostniały relikt minionych czasów. Teraz teatrem rządzą przeciętne i bezpieczne demokratyczne zasady, które cechuje brak wielkich uniesień, egzaltacji i emocji. Nastał czas intelektualnej walki klas społecznych i ideologicznych myśli. W dzisiejszym demokratycznym teatrze  zabrakło miejsca na proste i czyste przeżywanie, a człowiek w nim występujący, bohater scenicznych wypowiedzi został pozbawiony wewnętrznej walki i osobistych sprzeczności, które nim targają, odebrano mu jego podmiotowość . W dzisiejszym teatrze Jadwiga Smosarska, Sofia Loren, Helena Modrzejewska, Danuta Kisiel-Drzewińska jako muzy swoich wielkich mistrzów, reformatorów i rewolucjonistów sztuki, nie istnieją, pozostały po nich jedynie opowieści sprzed lat, historyczne anegdoty i dykteryjki, a one same stały się prawdziwymi legendami „biało-czarnej” celuloidowej rzeczywistości dusznego i pełnego kurzu scenicznego teatralnego świata. Chciałbym zatańczyć z Danutą Kisiel-Drzewińską, chciałbym przypomnieć zapach i smak zapomnianego już świata z krainy mchu i paproci, wizji, przepowiedni i proroctw, że warto zmieniać świat na lepszy, piękniejszy, czysty, chciałbym…